Blood Princess |
Wysłany: Pon 2:46, 31 Lip 2006 Temat postu: Hermiona&... |
|
Biegła. Nie wiedziała ile czasu, ale czuła, że musiała biec już długo. W jej głowie krążyła tylko jedna myśl:
"Uciec jak najdalej".
Czuła, ze nie może tam wrócić. Już niegdy, NIGDY!!!
Proponuję jednak wyajśnić, dlaczego Hermiona Granger uciekła z domu, a teraz biegła pedem przez londyńskie ulice wlokąc za sobą ogromny kufer, a na kufrze koszyk z wielkim rudym kotem.
***
Wszystko zaczęło się w piątek, 13 sierpnia.
Hermiona zeszła z piętra, na którym miała swój pokoik, w szlafroku i długiej koszuli nocnej. Na dole byli już jej rodzice.
- Herma, kochanie, dzisiaj przyjeżdża Twoje wujostwo! - krzyknął do niej ojciec.
Hermiona automatycznie zatrzymała sie w progu i jęknęła:
- Ależ ich tu nie było przez 8 lat... Nie wiedza, że jestem... - Hermiona popatrzyła na rodziców tak, jakby zobaczyła ich poraz pierwszys w życiu. - Wy IM chyba nie powiecie...?
- Hermionko, my musimy to zrobić. Przecież wiesz, że to moja siostra i jej mąż...
- Co?!
Na tym zakończyły się ich dyskusje.
Hermiona siedziała cały dzień szykując się na napastliwą wypowiedź ciotki Caroline i jej męża, wujcia Michaela. Oni nie tolerowali niczego odbiegającego od normy. "To zupełnie jak Dursleyowie od Harry'ego" pomyślała siedemnastoletnia gryfonka.
#
Gdy przybyli państwo Jackoby (wuj i ciotka Hermiony), cała rodzina Granger udała się do drzwi, by ich powitać. Chwilę później wszyscy siedzieli przy stole.
- Och, Hermiono, wydoroślałaś! Nareszcie... Jak miałaś 9 lat wygladałaś tak dziecinnie - zauważyła pani Jackoby.
- Bo byłam dzieckiem - warknęła Hermiona. Nikt inny na szczęście tego nie usłyszał.
- Caroline, musimy ci coś powiedzieć... - zaczęła dosyć kulawo pani Granger.
- Tak? Co?
- No więc... więc... Hermiona jest...
- Jest w ciąży? Nie zdziwiłam się, po takim wychowaniu - orzekła pani Jackoby i popatrzyła krytycznie na Hermionę.
Natomiast dziewczyna miała już powoli dosyć tego całego spotkania. Zmierzyła chłodnym wzrokiem swe wujostwo i już miała wstać od stołu, gdy usłyszała w swojej głowie głosik:
- Robiąc coś takiego, nie postąpisz jak Gryfonka!
To nakazało dziewczynie zostać. Mogła ta ciotka patrzeć na nią krytycznie, a wuj niech się uśmiecha pod wąsem. Ona ma swój gryfoński honor i napewno tu zostanie!
- No więc... Hermiona jest... czarownicą... - podjęła temat matka Hermiony.
- Och... Tym mnie zaskoczyliście... Jak możecie trzymać w domu takie COŚ? - ciotka Caroline obrzuciła Hermionę wzrokiem człowieka patrzącego na wielką i bardzo ohydną Sklątkę Tylnowybuchową.
- No to już chyba nie będą musieli, co?! - krzykneła Hermiona i gwałtownie wstała od stołu. - Mogę się stąd wynieść, jeżeli to ciotuni dogodzi!
Dziewczyna pobiegła do swego pokoju, kopniakiem otworzyła kufer, za pomocą zaklęcia zapakowała do niego wszystko i zamknęła kolejnym silnym kopnięciem. Po chwili zdała sobie sprawę, ze tak szybko stąd nie wyjdzie; Krzywołapa gdzies wcięło.
Nerwowo rozejżała się po pokoju. Wszystki jej rzeczy były zapakowane, a koszyk dla kota stał już na kufrze. Zrobiło jej sie smutno, że wynosi się z tego miejsca z tak błachego powodu, lecz po chwili uprzytomniła sobie, że po tym roku nauki w Hogwartcie i tak by już tu nie powróciła. Przeciez ona tam zostaje i będzie uczyć transmutacji.
Po 14 minutach oczekiwania zjawił sie Krzywołap. Dziewczyna wpakowała go do koszyka, zamkneła go i z ironicznym uśmiechem na ustach zeszła na dół, by się pożegnać.
- No to żegnam drogą ciotunię i wujaszka! - krzyknęła z korytarza i otworzyła drzwi na dwór. Z rodzicami nie miała serca się żegnać.
Czym prędzej wyszła na podwórze i w cieniu atramentowej nocy wyruszyła do Dziurawego Kotła...
***
Mam nadzieję, ze się spodobało... nie wypominajcie mi, że sa błędy, bo cięzko jest ich nie robić pisząc na żywca o 3 nad ranem |
|